Resident Evil 2 #5: Piwnice posterunku
Nazywam się Leon S. Kennedy. Doskonale pamiętam wydarzenia w Racoon City w 1998 roku, bo byłem wtedy na miejscu. Stawiłem czoła żywym trupom i podjąłem walkę o przetrwanie. To moja historia.
Skierowałem kroki do pokoju z ciemnią, gdzie w teorii miałem bezpieczny punkt do obmyślenia planu działań i przygotowania się do dalszej ekspedycji. Po drodze znowu musiałem minąć ten korytarz, gdzie po raz pierwszy spotkałem lickera. Wcześniej w jednym z pokoi zebrałem zestaw kabli i wykorzystałem je wtedy, by naprawić uszkodzony mechanizm. Okazało się, że aktywowałem na nowo system zabezpieczeń i w korytarzu opuściły się metalowe okiennice. Dawno już nie odczułem takiej ulgi jak wtedy. W laboratorium krótko porozmawiałem z Claire, która ze smutkiem przyjęła informację o katastrofie helikoptera. Zaproponowała, żeby spróbować ewakuacji kanałami, o ile znajdziemy bezpieczne przejście. To nie był zły pomysł. Na pewno najsensowniejszy w tamtym momencie. Obiecaliśmy sobie, że pozostaniemy w kontakcie.
Zamknięte do tej pory drzwi prowadziły do archiwum. W środku było pełno zombi. Tak jakby policjanci liczyli, że ten pokój zostanie ich bezpieczną kryjówką, ale plan spalił na panewce. Monstra znalazły drogę wejścia lub może wirus zaatakował jednego z funkcjonariuszy. Skończyło się makabrą. Wystrzeliłem ostatni pocisk ze strzelby i dobiłem resztę z pistoletu. Coraz gorsza sytuacja z amunicją nie dodawała mi pewności siebie. Na jednej z półek znalazłem kliszę aparatu. Postanowiłem zaczekać z wywołaniem go aż nie sprawdzę, co z ostatnim żywym gliną, jakiego spotkałem w Racoon City.
W środku było pusto i cicho. Z małego pomieszczenia w rogu dochodził dźwięk głośnego oddychania. Wszedłem do środka i zapytałem policjanta, jak się trzyma. Nie odpowiedział. W dziwny sposób poniósł się i na moich oczach zsiniał. Białka oczu zmieniły barwę na czerwoną, a usta wydały makabryczny okrzyk. Za moment rzucił się na mnie. Wystrzelałem cały magazynek nim padł. W tym momencie wiedziałem już, że mam do czynienia z wirusem, który przemienia ciała ludzi i odbiera im świadomość. Zabija ich duszę i umysł, by przejąć kontrolę nad ciałem. Zmienia ich w bezmyślne zombi, które polują na mięso. Na pozostałych przy życiu. W tamtej chwili przeszła mnie myśl, że niedługo sam tak skończę, bo też zostałem pogryziony.
Skrytki, skrytki
Wywołałem Claire i o wszystkim jej opowiedziałem. Potwierdziła moje przypuszczenia i zasugerowała, że to pewnie z tym wirusem zmierzył się Chris i jego koledzy ze STARS jakiś czas temu w posiadłości poza miastem. To miało sens. Wirus rozprzestrzenił się i opanował całe miasto. Podjęliśmy decyzję, że bez zwłoki ruszamy w stronę piwnicy i tam spróbujemy znaleźć drogę do kanałów. Claire słusznie zauważyła jednak, że schody na dół muszą być w któreś z niedostępnych do tej pory części budynku, bo nigdzie ich nie widziała. Potwierdziłem jej przypuszczenia. Wtedy przypomniałem sobie o dziwnej kompozycji rzeźb we wschodnim skrzydle. To wyglądało na skrytkę, do której klucz stanowią dwa kamienie szlachetne wielkości rombu. Miałem tylko jeden. Claire podpowiedziała mi, żebym sprawdził zaplecze za salą odpraw, bo ten kominek i dziwny obraz wyglądają podejrzanie. Miała rację. To chyba była ta słynna kobieca intuicja.
Trop okazał się dobry, bo po podpaleniu kilku kawałków drewna, farba na obrazie zaczęła się złuszczać. Za cienką zasłoną malunku skrywany był drugi z poszukiwanych przeze mnie kamieni. Mając już oba, ruszyłem w stronę magazynku z antykami, by sprawdzić, co stanie się po umieszczeniu kryształów w otworach po bokach posągu. Okazało się, że skrywa on skomplikowany mechanizm, który po aktywowaniu odsłania skrytkę. W niej znalazłem kolejny klucz, otwierający następne drzwi posterunku.
Cały posterunek był zaprojektowany w taki dziwny sposób. Misternie poukrywane klucze i pozamykane drzwi, niechlujnie zbudowane barykady i wskazujące na totalne zamieszanie podczas obrony obiektu raporty funkcjonariuszy. Nic się nie zgadzało. Strzępki informacji nie ułatwiały mi wędrówki i planowania działania. Otworzyłem drzwi do kolejnego korytarza i moim oczom ukazał się widok okien z rozbitymi szybami. Było pusto. Ciszę zakłócał tylko prąd strzelający z wyrwanych kabli do mechanizmu od okiennic. Pożałowałem wtedy, że tak wcześnie użyłem zapasowej partii i naprawiłem puszkę kontrolną w zachodniej części. Z sercem w gardle przebiegłem do końca korytarza. Na jego końcu znalazłem szerokie schody na dół. Postanowiłem najpierw szybko sprawdzić piwnice, nim poinformuję o odkryciu Claire.
W piwnicy
Wąski korytarz był nawet nieźle oświetlony. Wyjrzałem zza węgła, by sprawdzić dziwny dźwięk dochodzący z dalszej części. Moim oczom ukazał się okropny widok zmutowanych psów bez skóry. To były majestatyczne do niedawna policyjne dobermany, silne i wyszkolone do wyłapywania uciekających zbirów. Nie wyglądały teraz na szczególnie osłabione wirusem, który spustoszył ich ciała. Przeładowałem strzelbę i zabiłem pierwszego. Dopiero po trzecim strzale się nie podniósł. Słyszałem kroki przed sobą, ale mroczne bestie nie podchodziły do rozgałęzienia. Nawet nie wiedziałem, ile ich tam jeszcze jest. Przy sobie miałem zaledwie siedem naboi do strzelby. Nie mogłem dłużej czekać i ruszyłem do przodu. To był błąd. Strzeliłem do psa po prawej, ale w tym samym momencie ten z lewej rzucił się mi na plecy. Zachowałem się jak gówniarz i wpadłem w panikę, strzelając na oślep. Przetrwałem, ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Musiałem ukoić ból mieszanką zielonej i czerwonej roślinki, którą stworzyłem wcześniej w ciemni. Kolejne spotkanie z psami, przy tak niewielkiej liczbie amunicji, mogło oznaczać moją pewną śmierć. Na dodatek, jakby było mało horroru, jedne z drzwi prowadziły do pokoju autopsji ofiar wypadków. Był szczelnie zamknięty, co nie wróżyło nic dobrego.
Kawałek dalej natknąłem się na zejście do kanalizacji. Wystarczająco wiele widziałem przerażających obrazów na powierzchni, by jeszcze schodzić pod ziemię. Wybrałem więc drogę na parking, gdzie spotkałem tajemniczą kobietę…
Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.