Red Steel #14: Motyw Tokaia
W drodze do celu długo rozmyślam o ostatnich wydarzeniach. W głowie słyszę głos, który wskazuje na najgorszy możliwy koniec. Jeśli Tokai może tak łatwo pojmać i uwięzić członków Sanro-kai, to żadni z nich sojusznicy. Jesteś sam przeciw potężnej yakuzie. Może to dobra okazja, by pożegnać się z Miyu? Być może. Moja misja zostanie zakończona tylko, gdy serce przestanie bić, a ciało zamrze w bezruchu. Do tego czasu będę walczyć.
Wkrótce dostrzegam majaczący w tle, rozświetlany przez blask Księżyca, majestatyczny budynek na wzgórzu. To chyba prywatna dacza Tokaia. Musi być bardzo pewny siebie. Nie spodziewa się, że samotny gaijin rzuci się do tak desperackiego ataku. To będzie moja przewaga.
Samochód zostawiam kilkaset metrów od wjazdu. Przeskakuję płot i zaczynam zakradać się pomiędzy drzewami w stronę głównego wejścia. Czuję wibrację w kieszeni. Dzwoni spanikowany Makoto, który zdołał zbiec i ukrywa się na terenie posiadłości. Informuje mnie o swoim położeniu i rozłącza. Muszę się spieszyć. Na podjeździe zauważam trzech gangsterów rozmawiających przy samochodzie. W głowie szybko analizuję różne warianty ataku. Wybieram ten najmniej dyskretny i celną serią dziurawię auto, które za moment efektownie eksploduje, rozrzucając ciała mężczyzn. Nie ma czasu na świętowanie. Kątem oka dostrzegam wbiegającego na balkon faceta ze snajperką. Rzucam się za jeden z głazów i słyszę charakterystyczny dźwięk pocisku, który odbił się od twardej przeszkody. Poziom trudności szybko rośnie. Teraz muszę być niezwykle precyzyjny, bo jeśli za długo będę stać na widoku i pudłować, pożegnam się z życiem.
Stosuję podejrzane we „Wrogu u bram” sztuczki, by zmylić strzelca wyborowego i podejść bliżej. W końcu wyskakuję i posyłam cały magazynek z automatycznego pistoletu. Tylko kilka pocisków dosięga celu, ale wystarczą one do pozbawienia wroga świadomości. Główne wejście jest zamknięte, ale po skrzyniach przedostaję się niewielkim przesmykiem na plac. Za moment znowu dzwoni Makoto, który rozpaczliwie błaga o pomoc. Został zauważony i broni się ostatkiem sił w niewielkiej świątyni. Rajd z odsieczą hamują mi nie tylko patrolujący teren komori, ale też dobrze ustawieni na swoich pozycjach snajperzy. Wygrywam tylko dzięki wytrenowanej zdolności spowalniania czasu. Do końca życia będę za tę lekcję wdzięczny Kajimie.
Wreszcie wpadam do parku okalającego świątynię i z automatycznej strzelby dziurawię zaskoczonych napastników. Jestem jednak za późno. Makoto jest już ciężko ranny i w ostatnich słowach prosi tylko o uratowanie sanro-kai. Wskazuje mi drogę przez tylne wyjście cmentarzyka. Mogę tylko przez kilka sekund przystanąć przy jego nieruchomym ciele, bo już za moment otaczają mnie kolejni ludzie Tokaia. Rozwścieczony, zarzucam ich granatami, zmieniając pejzaż w wielkie pobojowisko. Mam tylko nadzieję, że zmarli wybaczą mi zniszczenie ich nagrobków.
Opanowany przez żądzę zemsty
Skradając się wąskimi korytarzami, do których prowadziło tylne wejście wskazane przez Makoto, mam okazję podsłuchać krótką wymianę zdań pomiędzy poplecznikami Tokaia. Okazuje się, że przetrzymuje swoich zakładników na ostatnim piętrze budynku, znęcając się nad nimi w prywatnym apartamencie. Mam mało czasu, bo gangsterzy już przyjmują zakłady, którego z członków sanro-kai pokroi jako pierwszego. Szczęście uśmiecha się do mnie, bo wnętrze budynku jest urządzone w dawnym japońskim, minimalistycznym stylu. Poszczególne pomieszczenia są wydzielone za pomocą fusuma, a więc ruchomych ścian z papieru washi na drewnianej konstrukcji, które łatwo przebić. Zwłaszcza, gdy dzierży się w dłoniach potężną strzelbę. Próbujący mnie powstrzymać komori padają więc jeden po drugi, a ich ciała są rzucane na kilka metrów przez potężną siłę pocisków.
Z zalanych krwią korytarzy wpadam do pokoju, gdzie zaskoczony Tokai stoi z mieczem nad powalonym, związanym Akirą. Gangster jest spocony, co sugeruje, że musi katować swoich więźniów już od pewnego czasu. Wszyscy nadal żyją, choć są mocno poturbowani. W ręce lśni mu katana-giri. Wrażenie robi jego tatuaż smoka, który przechodzi przez niemal całe cało, od prawego obojczyka do lewego biodra. Tokai nie może uwierzyć, że jeszcze żyję. Wyklina swoich podwładnych. Wyjmuję miecz i staję do pojedynku. Moje przewidywania się sprawdzają. Stojący za tłumem wynajętych zbirów mafioso sam nie jest mistrzem miecza. Zmęczony popełnia kolejne błędy, które wykorzystuję sprytnymi cięciami. Narasta w nim wściekłość. Ze łzami w oczach, napływającymi z rosnącego w środku gniewu, wykrzykuje coś o zamordowanym ojcu i zdradzie ze strony Sato. Przerywam mu monolog kolejnym cięciem, po którym upada na kolana. Pozostaje mi tylko wycisnąć z niego, gdzie jest Miyu.
Wtem jednak do pokoju wpada ninja z mieczem, który odwraca moją uwagę, dając Tokaiowi czas na desperacką ucieczkę przez ściankę. Pojedynek zabiera mi minutę, w trakcie której mój cel ucieka na balkon. Zapędzony w ślepą uliczkę, bezbronny, jest na mojej łasce tylko przez chwilę. Z odsieczą przybywa mu uzbrojony w zatruty miecz lider komorich, który chce pomścić swoich poległych braci i zakończyć moją krwawą vendettę. Gołym okiem widzę, że jest dużo groźniejszym przeciwnikiem niż wszyscy spotkani wcześniej. Chce zaskoczyć mnie szybkimi cięciami. Z pozoru są one niegroźne, ale trucizna szybko zrobiłaby swoje. Staram się maksymalnie skoncentrować. Całą uwagę poświęcam na uszkodzenie mu broni, która stanowi dla mnie wyjątkowe zagrożenie. W końcu się udaje, ostrze łamie się po kolejnym mocnym, pionowym uderzeniu. Pozbawiony swojej katany ninja staje się zaskakująco przewidywalny. Nie miałbym jednak z nim szans nawet w tym momencie, gdyby nie wcześniejsze lekcje w dojo Otoriego. To nieznane mojemu wrogowi ataki, wyszkolone w trudzie i znoju formy, dają mi potrzebną przewagę i pozwalają zwyciężyć. Triumf na nic jednak się zdaje, bo Tokai zdążył już uciec.
Stoję na balkonie, próbując wypatrzyć w oddali jakikolwiek ślad uciekiniera, ale przy gęstym deszczu i silnym zadrzewieniu jest to praktycznie niewykonalne. Wkrótce dołączają do mnie członkowie sanro-kai. Akira dziękuję za ratunek i opowiada o motywach Tokaia, które poznał podczas tortur. Młody mężczyzna mści się za śmierć ojca, który zginął wcześniej po wyroku za zdradę. Musisz wrócić do Otoriego i o wszystkim mu powiedzieć. Pora raz na zawsze zakończyć tę sprawę, która ciągnie się za mistrzem od wielu dekad – poradził Matsubara.
– Nie chce mnie widzieć.
– Ale musi. Zrozumie. Jedź tam.
Red Steel to wydany ekskluzywnie na Nintendo Wii FPS z 2006 roku, który jako jeden z pierwszych z gatunku próbował wykorzystać właściwości kontrolerów ruchowych. Jak wypada w praktyce? Opowiem wam o tym, relacjonując swoje boje w grze. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.