Red Steel #10: Chłodny jak lód
Miałem sporo szczęścia, bo przetrwałem dwie niemal samobójcze misje. W barze Harry’ego czekało na mnie dwóch kolejnych współpracowników Sato, którzy liczyli na interwencję. Momentami nachodziła mnie myśl, że jak tak dalej pójdzie, to skończę gdzieś marnie, nawet nie zbliżając się do Miyu.
Nie miałem jednak bardzo wyboru. Musiałem najpierw znaleźć potencjalnych sojuszników, nim mogłem ruszyć na Tokaia. Kolejny zleceniodawca skierował mnie do portu, gdzie przetrzymywany jest Inoue Makoto. Tym razem nie muszę się przynajmniej skradać. Otwarcie wchodzę do pierwszego z brzegu baru sushi, by zapytać o miejscowego lidera. Kulturalne pytanie nie spotyka się z adekwatną reakcją, bo za moment z zaplecza wypadają uzbrojeni gangsterzy. Tyle było z chwilowej przerwy od walki o przetrwanie.
Szybko przebijam się na górę budynku, gdzie zmuszam do gadania lokalnego bossa. Ten dość łatwo ulega naciskom i zdradza, że Makoto jest przetrzymywany na zacumowanym w porcie okręcie. Zostawiam go i ruszam w dalszą drogę. Zabrany na misję automatyczny shotgun M12 i karabin doskonale sprawdzają się w ulicznych walkach, ale doskwiera mi brak amunicji. Muszę ostrożnie mierzyć strzały i unikać niepotrzebnych wymian ognia. Przeciwnicy dość chętnie natomiast stosują taktykę „wystrzelaj cały magazynek i zapomnij”. Sytuacja robi się jeszcze bardziej wymagająca na nabrzeżu, gdzie wiszą rybackie sieci i materiałowe zasłony, zza których próbują strzelać wrogowie. Sytuacja zmusza mnie do porzucenia karabinu i wymiany broni na rewolwer. Postanawiam w końcu wypróbować technikę, w której wyszkolił mnie Kajima. Gdy naprzeciw wypadają dwaj gangsterzy, wyciągam rękę z bronią przed siebie i koncentruję się. Czas jakby zwalnia, a ja celnymi strzałami z łatwością ich kładę. Ta umiejętność rzeczywiście może się przydać.
Zlodowacenie
Wpadam na pokład i ruszam ciasnymi korytarzami, dzierżąc potężną strzelbę w rękach. Przede mną marynarze zamykają kolejne grodzie. Orientuję się za późno, że prowadzą mnie w pułapkę. Zostaję uwięziony w chłodni, w której szybko spada temperatura. Rozpaczliwie rozglądam się za jakimkolwiek wyjściem, ale nim zdążę coś wymyślić, tracę przytomność.
Budzę się w zamkniętym pokoju. Za drzwiami słyszę głosy dwóch Japończyków, którzy z zadowoleniem komentują moje schwytanie i rozmyślają o nagrodzie, którą otrzymają od Tokaia za dostarczenie mu katany-giri. Są tak pewni siebie, że zdradzają jej aktualne położenie. Okazuje się, że bawi się nią w tym momencie ich szef kuchni, wielki pasjonat noży i wszelkiej innej broni białej. Nie mam czasu do stracenia. Wystarczy mi szybki rzut oka po pokoju, żeby zauważyć korytarz prowadzący pod podłogą. Wejście do niego zostało zastawione biurkiem, który bez problemu przesuwam. Serio, oni uważali to za odpowiednią celę dla mnie? Niedowierzając własnemu szczęściu i głupocie strażników, przemykam pod ich nogami i dostaję się do pokoju, w którym akurat ktoś zostawił naładowany pistolet.
Zakładnik
W następnych pomieszczeniach zapraszam marynarzy do krwawego tańca, wywołując w pewnym momencie wręcz panikę po drugiej stronie. Szukając drogi wyjścia, znajduję nawet serwerownię, gdzie pod wpływem kul dokonuję serii wyładowań elektrycznych, smażąc ukrywających się tam gangsterów. W końcu udaje mi się dotrzeć do szefa kuchni. Jestem w mało komfortowej sytuacji, bo muszę walczyć nożem kuchennym przeciwko katanie. Nawet najlepszą bronią nie zamaskuje się braków w technice, a tych mój oponent ma całkiem sporo. Z łatwością odbieram mu więc chęć do dalszej walki. Okazuje się jednak honorowym człowiekiem i z godnością przyjmuje porażkę, oddając broń i poddając się.
Odzyskawszy ekwipunek wracam na górny pokład, gdzie tym razem strzelbą katuję już przeciwników, którzy wcześniej zapędzili mnie w pułapkę. Nie spodziewali się mojej wizyty i nie zdołali zamknąć grodzi. Na samym końcu czeka na mnie dawny znajomy, lokalny boss, trzymając na muszce Makoto. Rusz się, a go zabiję – wrzeszczy. Patrzę na niego z politowaniem. Za moment zakładnik uderza go mocno łokciem w brzuch i wyrywa się z uścisku, co wykorzystuję, by posłać celne strzały w klatkę piersiową poplecznika Tokaia. Kolejna misja wykonana, kolejny sojusznik zdobyty.
Red Steel to wydany ekskluzywnie na Nintendo Wii FPS z 2006 roku, który jako jeden z pierwszych z gatunku próbował wykorzystać właściwości kontrolerów ruchowych. Jak wypada w praktyce? Opowiem wam o tym, relacjonując swoje boje w grze. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć żadnych ciekawych treści i dołączyć do jedynej takiej społeczności! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.