Red Dead Redemption 2 #5: Nie warto być dobrym

Opowiadanie RDR2

Czasami myślę, że nie warto być dobrym. Nie warto nawet się starać, bo ten świat nie potrzebuje i nie chce takich ludzi. Ci dobrzy kończą później jako ofiary rabunków i gwałtów, leżąc w błocie z obitą gębą lub martwi na dnie rzeki. Dobrymi ludźmi wypełnione są cmentarze, których ci źli nie chcą odwiedzać, by nie zaprzątać sobie głowy czymś takim jak wyrzuty sumienia.

W ciągu kilku minionych godzin widziałem, jak dobro łatwo i bez jakiejkolwiek walki ustępuje złu w paru sytuacjach. Z samego rana na moich oczach zginął nieznajomy jeździec, który próbował usunąć wbity przedmiot z podkowy swojego konia. Był nieuważny i przypłacił to życiem, kopnięty przez gwałtownie reagującego na nieprzyjemne ukłucie wierzchowca.

Red Dead Redemption 2 fanfic

Los cię nie oszczędza

W drodze na ranczo Emerald natknąłem się na kobietę, której padł pożyczony od kuzynki koń. Zwierzę nagle straciło siły i wyzionęło ducha, przygniatając swoją chwilową właścicielkę ciężkim ciałem. Nie zignorowałem wołania o pomoc. Pomogłem jej się wydostać i odwiozłem ją do domu, wysłuchując przy okazji długiej opowieści o jej nieudolnym mężu, życiu w biedzie i rzekomej szansie na lepszą przyszłość, która wyglądała, jak oszustwo bogacza o wybujałym ego i rozbudzonych żądzach. Wyglądała na przyzwoitą i pracowitą kobietę, której los nie oszczędzał. Niewiele brakowało, by już tego dnia skończyła swój naznaczony znojem i cierpieniem żywot. Gdyby nie ja, znaleźć mogły ją wygłodniałe drapieżniki lub bandyci, dla których stałaby się chwilową rozrywką.

Dzisiaj nie znajdziesz na szlaku wielu nieznajomych, którzy chcą pomóc. Swój udział w tym mają ci wszyscy złodzieje i bandyci, którzy organizują zasadzki na uczciwych obywateli. Sam nie należę do gości, którzy nigdy nie ubrudzili sobie rąk, ale nigdy nie udawałbym potrzebującego pomocy, by następnie próbować okraść swojego wybawcę. Z radością wpakowałem więc kulę w plecy gnojowi, który chciał mi wykręcić taki numer.

Błaganie o czas

Wieczorem pojechałem na gospodarstwo na zachodzie, by odebrać kolejny dług dla Straussa. Trafiłem na niewielką farmę, której właściciel pracował na małym poletku kukurydzy. Był starszym, wychudzonym mężczyzną z długą siwą brodą. Nie wyglądał na kogoś, kto jest w stanie zarządzać farmą. Jak wszyscy twierdził, że nie ma przy sobie pieniędzy i potrzebuje jeszcze trochę czasu, by oddać dług. Poprosił o cierpliwość, gdy pchnąłem go na ziemię i złapałem za kołnierz koszuli. Miał drażniący uszy, głośny i rzeżący oddech. Nie tłumaczył się, nie błagał, tylko powtarzał, że potrzebuje jeszcze chwili cierpliwości. Harmider przywołał siedzących do tej pory w domu bliskich, kobietę i młodego chłopaka, którzy przybiegli na pole. Zabrałem platynowy zegarek kieszonkowy, jedyną cenną rzecz, którą miał dłużnik i wsiadłem na koń. Kobieta jeszcze krzyknęła, obejmując w rękach mężczyznę, że jest ciężko chory.

Chorych, zadłużonych, zapracowanych. Ten świat takich ludzi nie oszczędza. Nie daje drugich szans, nie okazuje cierpliwości, nie wybacza małych grzeszków i pojedynczych błędów.

Arthur Morgan opowiadanie

Przystań w objęciach śmierci

Wieczorami w obozie można poczuć się jak w innym świecie. Gwiaździste niebo nad głową, zapewniające ciepło ogniska, znajome twarze wokół. Dochodzące zewsząd rozmowy, śmiechy i muzyka. Można się zapomnieć. Nie każdy ma jednak tyle szczęścia, że trafi na swoją przystań. Obiecałem sobie o tym pamiętać w chwili, gdy podczas jednej z podróży natrafiłem na opuszczoną chatę pośrodku niewielkiego zagajniku. W środku stało kilka prycz. Na każdej leżał szkielet człowieka. Obok stały stoliki nocne, a na nich tajemnicze specyfiki, alkohol lub kokaina. Pośrodku ołtarz z listem, w którym ktoś deklarował oddanie swojego życia wymyślonemu bóstwu. Wszyscy zgromadzeni uwierzyli, że opuszczą ten niechciany świat i trafią w lepsze miejsce. Poszukiwanie bezpiecznej przystani zaprowadziło ich prosto w objęcia śmierci. I nikt już o nich nie będzie pamiętać.

Red Dead Redemption 2 to utrzymany w klimatach Dzikiego Zachodu sandbox, w którym poznajemy losy gangu Dutcha van der Linde’a. Swoje wrażenia z przygody spisuję w formie notatnika głównego bohatera, Arthura Morgana. Jeśli podoba Ci się ten fanfic, odwiedzaj Gralingrad regularnie, a nie przegapisz kolejnych odcinków. Obserwuj też profile bloga
na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Możesz również wspomóc stronę na Patronite.

<—- Poprzedni odcinek Następny odcinek —->

<—- Początek opowiadania

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.