Perfekcja potrzebna do zwycięstwa
Piękna baronowa, kochanka jednego z bohaterów, zostaje uprowadzona przez psychopatę. Herosi wyruszają jej na ratunek. Po dotarciu na miejsce, rozpoczyna się batalia. Okazuje się, że gracz ma pięć tur, by uratować kobietę przed śmiercią przez powieszenie. Jak ja nie lubię takich zagrywek twórców gier.
Blackguards jest trudne i od początku było zapowiadane jako gra dla hardcorowych fanów turowych RPG-ów. Nie należę do nich, ale podjąłem wyzwanie (a teraz marudzę, wiem). Nie sposób jednak nie narzekać, gdy autorzy zmuszają mnie do perfekcji i nie zostawiają nawet małego pola manewru. Pięć tur na uratowanie baronowej wystarczy na styk, nawet gdy rozegramy bitwę genialnie pod względem taktycznym. Potrzebna jest do tego jeszcze duża doza szczęścia, a i odpowiednie decyzje podjęte wcześniej przy kreowaniu postaci głównego bohatera. Dużo tych zmiennych. Za dużo.
Niby uratowanie baronowej nie jest potrzebne do wygrania bitwy i nawet w przypadku niepowodzenia gracz może śmiało kontynuować przygodę. Wiecie jednak jak to jest, trudno zaakceptować porażkę i niewykonanie dodatkowego questa. Sam próbowałem kilkukrotnie na różne sposoby uratować baronową i tylko raz udało mnie się w pięć tur dotrzeć do określonego przez twórców punktu na polu walki. Wtedy jednak przegrałem, bo zaraz potem bandyci wyrżnęli moich bohaterów. Ostatecznie więc poświęciłem baronową. Daedalic Entertainment dostaje za to minusa, bo nie lubię takich sytuacji. Może być trudno, ale panowie twórcy, bez przesady!