Moja kariera w PES2017 #39: Piątka wbita Milanowi

Brucevsky musi potwierdzić, że zasługuje na stanowisko trenera drużyny walczącej o najwyższe cele. Jego CF Madrid mierzy się z tuzami Serie A, Napoli, Juventusem i Milanem. Zapraszam na 39. odcinek mojej kariery w PES2017.

25 stycznia

Gdzieś umknęło mi na początku sezonu, gdy z asystentem i szefem skautingu analizowaliśmy terminarz Serie A, że na przełomie roku czeka nas maraton meczów z głównymi konkurentami do tytułu. Mając już jednak za sobą mecze z Interem i Romą oraz za rogiem wyjazd do Neapolu całkiem cieszyłem się, że akurat w takim momencie przyszło CF Madrid toczyć te kluczowe być może boje. W kolejnych miesiącach czeka nas przecież walka o triumf w Lidze Mistrzów, więc łatwiejsi oponenci na krajowym podwórku będą mile widziani.

Roma wykorzystała nasze ostatnie potknięcia i zepchnęła z fotelu lidera. Tym samym przed meczem z Napoli na naszych barkach ciążyła większa presja, bo nie mogliśmy tutaj zgubić punktów, by nie dać odjechać Giallorossim. Zajmujący czwarte miejsce gospodarze też jednak potrzebowali wygranej, by dalej liczyć się w walce o top 3.

Shearer na ławce, Milik na szpicy. Napoli tym razem postawiło na nieco inne karty, ale ustawienie było mi, i chyba zresztą już całej lidze, doskonale znane. Mój vis-a-vis zamierzał najwyraźniej trochę ułatwić mi zadanie, oszczędzając czas na analizy co bardziej zmyślnych posunięć taktycznych.

Na murawie długo nie potrafiliśmy sensownie przekuć naszej przewagi psychologicznej i piłkarskiej. Bezbramkowy remis w gruncie rzeczy nikogo nie urządzał, ale jakoś nikt nie kwapił się, by ruszyć agresywnie po pełną pulę. Czekałem na reakcję mojego konkurenta długo, aż w końcu w okolicach 72 minuty rzuciłem zirytowany trzy zmiany. Świeża ofensywa miała zdemolować Napoli. Wyszło średnio, choć efekt osiągnąłem. Ould-Chikh wpisał się na listę strzelców ryzykownym strzałem po krótkim słupku, ale tak naprawdę powinniśmy wygrać ze 3:0, gdyby Dzalto i nasz strzelec w kolejnych minutach nie zmarnowali dwustuprocentowych okazji. Cóż zdarza się nawet najlepszym. Trzy punkty pozwoliły nam utrzymać się tuż za plecami Romy.

29 stycznia

Na przebłysk geniuszu jednej ze swoich gwiazd, po marnych pierwszych trzech kwadransach, bardzo liczyłem w meczu z Cagliari. Rywal z Sardynii był pierwszym od tygodni w teorii łatwiejszym zadaniem do wykonania, ale na murawie mieliśmy podobne problemy z otworzeniem wyniku, jak wcześniej w Neapolu czy Mediolanie. W końcu jeszcze przed gwizdkiem na przerwę sprawę wziął na swoje barki Balde Keita. Można powiedzieć, że doczekałem się, bo Senegalczyk od dawna był już rozpoznawany jako znakomity technik i drybler, a w CF Madrid jakoś w ogóle nie chciał tego potwierdzić. Dopiero właśnie w meczu z Cagliari, na Stadio America, zrobił rajd w swoim stylu, mijając balansem ciała jednego rywala, a potem kiwką drugiego, by na koniec pięknym rogalem po ziemi posłać futbolówkę do siatki.

Okazało się, że nie był to koniec popisów mojego lewego skrzydłowego. W drugiej odsłonie to on rozpoczął akcję na 2:0, zgrywając górną piłkę w ekwilibrystyczny sposób do Kerżakowa, który piętką potem wypuścił sam na sam Dzalto. Koronkowa akcja, godna długo budowanej przeze mnie drużyny. Mistrzowskiej drużyny.

30 stycznia

Kolejny miesiąc dobiegał końca, a w tabeli Serie A sytuacja wydawała się klarować. Wraz z Romą uciekliśmy konkurentom i zdawaliśmy się forsować zbyt wysokie tempo, by ktokolwiek mógł do nas dołączyć. Zanosiło się na efektowny pojedynek dwóch ekip z ogromnym apetytem na scudetto. W komentarzach dla prasy ostrożnie wypowiadałem się na temat konkurentów i nie ulegałem euforii. W głębi duszy czułem jednak, że to my rozdajemy karty i możemy w tym sezonie zdominować rozgrywki. Najważniejszą informacją była duża strata Juventusu. A już za moment mogliśmy ją jeszcze powiększyć.

4 lutego

Stara Dama przyjechała na Stadio America, by zamknąć usta krytykom, którzy po fatalnym występie w fazie grupowej Ligi Mistrzów i serii gorszych wyników w lidze Juventusu, żądali głów. Allegri musiał bronić posady, a jak lepiej się wzmocnić, niż ograniem lidera Serie A na jego obiekcie?

Plan był ambitny, ale nie pozwoliliśmy turyńczykom choćby zacząć go realizować. Szybko strzelona bramka ustawiła mecz i sprawiła, że wszystkie misterne plany naszych rywali posypały się ledwie po kwadransie. Duża w tym rola Balde Keity, który od kilku tygodni jest w wysokiej formie i przełamuje schematy, zaskakując przeciwników. Do tej pory CF Madrid często w akcjach ofensywnych bazowało na szybkim rozegraniu i wrzutkach w pole karne, a tymczasem za sprawą naszego magika-technika miało w swoich szeregach wreszcie kogoś, kto woli kiwnąć dwóch rywali, wejść w pole karne i posłać techniczny strzał poza zasięgiem rąk bramkarza. To wybijało defensorów z rytmu i prowokowało ich do błędów. My wykorzystywaliśmy je bezlitośnie.

9 lutego

Mocno podbudowani czekaliśmy na przyjazd innej utytułowanej marki, która aktualnie znajduje się nisko w tabeli. Milan od lat nie może znaleźć pomysłu na siebie i podbicie Serie A, a w tym sezonie osiąga najgorsze rezultaty od lat. CF Madrid nie miał prawa się z takim przeciwnikiem potknąć, ale doskonale pamiętałem niedawną porażkę i horror zafundowany nam przez niedocenionego Nianga, więc nie było mowy o lekceważeniu.

3:0 w dwadzieścia minut. 3:0 do przerwy. 5:0 na koniec. Rossoneri dostali tego dnia bolesną lekcję piłki. Momentami aż przykro było patrzeć na dziurawą jak ser szwajcarski obronę gości, którzy gubili się po rozegraniu i nie trzymali krycia. Pulisić i Ould-Chikh z takich prezentów lubią korzystać i tego dnia mieli powody do pokazania przygotowanych wcześniej cieszynek. W drugiej odsłonie show skradł za to Halilović, który choć wystawiony na prawym skrzydle, często pojawiał się z piłką na wysokości pola karnego, wywołując popłoch w zespole z Lombardii. 5:0 poszło w świat i wzbudziło zachwyt mediów. Najbardziej szkoda mi było w tym momencie mojego vis-a-vis, który zbierał cięgi, choć ustawił Milan nieźle. W moim prywatnym odczuciu, goście byli dużo groźniejsi pod naszą bramką od Juventusu. Zawiodła ich jednak całkowicie obrona.

CF Madrid wyraźnie nabrał rozpędu. Czy uda się utrzymać świetne tempo w kolejnych potyczkach, nie tylko ligowych, ale też pucharowych. Nowy odcinek pojawi się już za kilka dni. Obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie przegapić materiałów z PES2017 i innych gier!

<———— Poprzedni odcinek   Następny odcinek ———–>

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.