Moja kariera w FM 2016 #96: Imbula wpakuje samobója

Może nie wskoczyliśmy w siedmiomilowe buty i nie zrobiliśmy szybko dużego przeskoku, ale progres Paris FC jest dostrzegalny. Kiedyś mogliśmy myśleć o sprawieniu sensacji w starciu z Paris Saint-Germain. Dzisiaj nie jesteśmy faworytami, ale swoje szanse na zwycięstwo mamy. Tak sugerowali też bukmacherzy przed spotkaniem w Trophee de Champions.

Mistrz mierzył się z wicemistrzem w konfrontacji sygnalizującej rozpoczęcie kolejnego sezonu zmagań nad Sekwaną. Po raz pierwszy w meczu o stawkę moi zawodnicy wybiegali na murawę w nowym ustawieniu, stawiającym mocno na ofensywę i próbującym wykorzystać do maksimum nasze zasoby kadrowe. Na bramce wystawiłem rewelacyjnie dysponowanego w ostatnich spotkaniach Festę. W obronie zabrakło tylko wykartkowanego Gastona Silvy, którego musiał zastąpić nieopierzony Wallin. W pomocy dziury miał łatać Gomelt, przed którym biegała plejada gwiazd. Dembele i Khaloua na bokach, Alexis Zapata na ofensywnym pomocniku. W napadzie Jung oraz Hoda.

A tymczasem Lech w eliminacjach LM nie powalczył w Glasgow…

Kibice, patrząc na wyjściowe ustawienie, mogliby pomyśleć, że straciłem rozum. Trochę to tak wyglądało. Jakbym po historycznym pierwszym triumfie w derbach przed kilkoma miesiącami, poczuł się tak mocnym, że w walce o puchar postawiłem na totalną ofensywę. Wiedziałem jednak, co robię. To ustawienie zasługiwało na swoją szansę, zwłaszcza po niezłych sparingach.

Zaczęło się od kilku minut wzajemnego badania. PSG wyglądało, jakby wyczekiwało na nasz ruch i szykowało się do wyprowadzenia nokautującego kombosa. Całe plany legły bogaczom jednak w gruzach w momencie, gdy w 15 minucie zwyczajne dogranie z boku Dembele Immbula postanowił skierować do własnej bramki. Cóż to była za nieporadna próba wybicia!

Nie było czasu na szyderę i świętowanie. PSG mogło w każdej chwili odpowiedzieć. Co jednak nawet mnie zaskoczyło, przeciwnicy nie potrafili się odnaleźć na tle naszej taktyki. Dostali sporo przestrzeni, ale nie umieli jej wykorzystać. Jakby na skutek nadmiaru tlenu, dostali hiperwentylacji. Do przerwy dowieźliśmy 1:0, a po zmianie stron spokojnie zwiększyliśmy nacisk. Wszedł Camara i wykorzystał swoją świeżość, by zapakować gola na 2:0. Defensor nie mógł za nim nadążyć. PSG upadło na kolana i już z nich nie wstało. Wygrałem po raz pierwszy w historii Trophee de Champions. Zarząd dostał swój pierwszy pucharek do postawienia w klubowej gablocie. Zaczynamy sezon z przytupem!

Media francuskie, o dziwo, nie zachwyciły się moim trenerskim geniuszem. Obrały inną strategię i skupiły uwagę na trenerze PSG, szydząc z jego „ograniczonego podejścia do futbolu” i „braku pomysłów”. Kto by pomyślał, że taki, w gruncie rzeczy tylko prestiżowy, pucharek może tak namieszać na starcie sezonu.

W naszej bazie na Stade Chariety panowała radosna atmosfera. Morale szybowały wysoko, a wszyscy pracownicy chodzili cali w skowronkach. W takich momentach nawet oferta transferowa z Valencii – 20 milionów euro za Dembele – nie mogła wywołać niepokoju. Z dyrektorem w kilku słowach ustaliliśmy, że dają za mało i niech sobie wsadzą te bonusy. 20 to mogą dawać, ale od razu na stół i do tego dopiero kilka baniek w ratach i z warunkami – rzuciłem na odchodne.

Sezon Ligue 1 startował. Zaczynaliśmy z Lyonem, Nantes i Monaco. Zestaw z gatunku tych mało wygodnych. Jak nam pójdzie?

Nie przegap nowego epizodu –  obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

<——- Poprzedni odcinek  Następny odcinek —->

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.