Moja kariera w FM 2016 #9: Głupi i głupszy (współpracownik)
Tradycyjnie zaplanowałem przedsezonowe sparingi z mało znanymi, półzawodowymi przeciwnikami, co by moi podopieczni mogli w miarę komfortowo popracować nad kondycją i zgraniem się. Na wyzwania i morderczą walkę o każdy metr boiska jeszcze przyjdzie czas, a kilka efektownych zwycięstw powinno odpowiednio podbić morale całego zespołu.
Wysokie, łatwe triumfy przyjąłem bez entuzjazmu, w przeciwieństwie do moich przełożonych, którzy już widzieli te sypiące się z nieba dolary po takich osiągnięciach w trzeciej lidze hiszpańskiej. Zaczynałem naprawdę mieć pietra przed ich reakcją w przypadku kolejnego sezonu spędzonego przez Pena Sports FC gdzieś w środku stawki. Ale z drugiej strony nie po to przecież przemeblowałem kadrę i wzmocniłem ją kilkoma nabytkami, by teraz drżeć o wyniki. Powinno nam iść lepiej.
Piłkarze solidnie pracowali w okresie przygotowawczym, nikt oprócz stopera Monreala i skrzydłowego Echeverii, nie narzekał na zdrowie, a nowe twarzy prezentowały się z całkiem dobrej strony. Wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku. Do czasu aż z pozoru prostej czynności nie spieprzył kierownik stadionu San Francisco. W cuglach samowolki, a na pewno w momencie całkowitego zaćmienia umysłu, wyznaczył on dobrane według własnego widzimisię wymiary boiska. Chcąc zadbać o wytrzymałość naszych piłkarzy, zmniejszył je on do minimalnych akceptowanych przez federację wymiarów, tym samym dosłownie podcinając nam skrzydła. Cała trenowana przez ostatnie tygodnie taktyka z szeroko ustawionymi bocznymi pomocnikami poszła się kochać, bo na krótko przed pierwszym meczem sezonu nasz kierownik podjął niewytłumaczalną decyzję. Tego błędu nie da się szybko naprawić. Dwie porażki po 0:1 w kolejnych tygodniach tylko potwierdziły moje obawy. Musiałem szybko coś wymyślić.
Całkowita zmiana założeń taktycznych nie wchodziła w grę, zmarnowalibyśmy tygodnie, nim zawodnicy zaczęliby umiejętnie realizować określone polecenia. Mogłem wprowadzić tylko drobne korekty, więc zdecydowałem się mentalnie przestawić swoich skrzydłowych na rolę schodzącego napastnika. Mieli grać bliżej środka, wbiegać często w pole karne i nie trzymać się tak uporczywie linii.
Początek sezonu był stracony. Po ośmiu kolejkach Pena Sports zajmowała trzynaste miejsce, mając na koncie tylko dziesięć punktów. Prezes nie był zachwycony. Wiesz Brucevsky, że ja tylko żartowałem, gdy mówiłem Ci, że masz w tym sezonie utrzymać się w lidze? – zapytał z przekąsem szef po kolejnym kiepskim meczu. Mogłem tylko nerwowo się uśmiechać, miętoląc trzymane w rękach papiery…