Moja kariera w FM 2016 #87: Mistrzowie nieporadności ze stolicy
Satyrycy i obdarzeni większym poczuciem humoru felietoniści mogliby to opisywać jako wyścig ślimaków. Co poważniejsi obserwatorzy Ligue 1 mieli zagwozdkę, bo na finiszu rozgrywek nagle dwa czołowe kluby, które do niedawna śrubowały serie spotkań bez porażki, grały nierówno i popełniały o wiele więcej błędów niż wcześniej.
Nasze porażki z Lille i Rennes na Stade Chariety mało kto przyjął ze zrozumieniem. W takim momencie drużyna, która przecież nie musi rywalizować na kilku frontach, nagle dostaje zadyszki? I to w sytuacji, gdy zawodnicy nie mogą mówić o zmęczeniu, bo przecież trener często zmieniał wyjściowy skład i dawał wszystkim odpocząć? Winnym mógł być tylko właśnie ten szkoleniowiec, który najwyraźniej zachłysnął się wicemistrzostwem i osiadł na laurach. Taka retoryka na pewno nie zwiększała bezpieczeństwa mojej posady.
Co jednak miał powiedzieć mój konkurent, siedzący na żarzącym się już stołku w Paris Saint-Germain? Lider ligi może wypracował sobie ładną przewagę w tabeli, ale w ciągu zaledwie dwóch tygodni kwietnia zaliczył dwa potknięcia, by ostatecznie zaryć twarzą w żwirze. Najpierw PSG poległo z Chelsea w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. 0:3 ze Stamford Bridge nie dało się odkręcić, więc paryżanie ratowali honor, wygrywając u siebie 1:0. Potem przyszedł finał Pucharu Ligi z Lille – kolejna porażka, tym razem 1:2. Wreszcie na koniec Lens skorzystało z dobrych wiatrów i zdemolowało mistrza 3:0 na własnym obiekcie w starciu o ligowe punkty. Stolica była w tym okresie zdecydowanie najaktywniejszym punktem na piłkarskiej mapie Francji. Działo się u nas i lokalnych konkurentów najwięcej.
Niestety ekscytować się walką o tytuł już raczej nie było można. PSG miało mniej spotkań na koncie, więcej punktów w tabeli i na pewno dużo pewniejszą pozycję, by w glorii i chwale wjechać jako pierwszy na metę. Co gorsza, kolejne wpadki moich podopiecznych sprawiły, że ten z pozoru bezpieczny dystans od Lille zaczął się bardzo szybko kurczyć. Pech chciał, że nasi rywale akurat w tym momencie znaleźli zagubioną formę i zdecydowali się śrubować serię zwycięstw. Jestem pełen podziwu dla zespołu Lille, który w ostatnich tygodniach pokazuje naprawdę dobry futbol. Kibice mogą się cieszyć, bo zapowiada się na pasjonujący finał rozgrywek – podsumowałem temat formy oponentów, który pojawił się również na naszej konferencji przed meczem z Metz. Niewiele mogłem w tej sytuacji zrobić, jak tylko próbować zdeprymować co bardziej podatnych graczy Lille, zrzucając na ich barki większą presję.
Na niewiele zdają się jednak starania trenera, gdy jego piłkarzy decydują się wysłać zupełnie przeciwny sygnał. Remis z Metz oznaczał zaproszenie dla ściągającej nas jedenastki, by jeszcze zwiększyć tempo. PSG było już tylko dawno zakopaną pod gruzami mrzonką, teraz trzeba było się fortyfikować i bronić wicemistrzostwa.
Zdjęcie tabeli zrobione kilka dni później. Czy uspokajało? No nie wiem.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.