Moja kariera w FM 2016 #82: Kanapowy negocjator
Pokerowa twarz. Zachowaj pokerową twarz – powtarzałem sobie w głębi duszy, spoglądając na wypisane na kartce żądania dotyczące pierwszego profesjonalnego kontraktu Fehama. Musiałem się sporo natrudzić, by w ogóle przekonać ojca zawodnika do rozmowy, bo Barcelona już go kupiła. I nawet niespecjalnie się na to wykosztowała. Swoje robiła po prostu renoma Camp Nou i giganta z Primera Division.
Miałem to szczęście, że Katalończycy nie zamierzali za Fehama przepłacać i nie zaproponowali mu fortuny za podpis. Domyślałem się tego po żądaniach, które widniały na kartce. Nie miałem zbyt dużego pola manewru. Musiałem pójść na liczne ustępstwa, a więc wszystkie oczekiwania zaspokoić, a przy okazji dorzucić jeszcze coś od siebie. Nieco wyższą pensję, obfity bonus za bramki, gwarancję podwyżki po ledwie dziesięciu rozegranych w pierwszym składzie meczach. Tylko tak, materialnie, mogłem przebić ofertę Barcelony. Ojciec-agent chciał mieć czas na zastanowienie się, ale nie zgodziłem się na to. Czułem, że chce teraz skontaktować się z Hiszpanami i wyciągnąć od nich kontrpropozycje. Postawiłem wszystko na jedną kartę i ściemniłem, że to kontrakt na tu i teraz. Tyle dostałem od zarządu do dyspozycji i daję maksimum. Musiałem modlić się, żeby przedmieścia Paryża były dla rodziny Fehamów wystarczająco wygodne, by nie chcieli ich zmieniać. Wygrałem. Talent zostawał u nas.
Wracając do klubowego budynku, obiecałem sobie, że nie dopuszczę do podobnych sytuacji i maksymalnie w wakacje ogarnę temat innych najzdolniejszych zawodników. Ledwie dzień później dowiedziałem się, że Genga podpisał kontrakt z greckim Atomitosem i odchodzi latem. I tak planowałem się go pozbyć.
Tymczasem sytuacja w ligowej tabeli znowu odwróciła się o 180 stopni. Jeszcze kilkanaście dni przypominałem dziennikarzom, żeby nie lekceważyli zawodzącego w tym sezonie Lyonu, bo to nadal całkiem solidna ekipa. Piłkarze z Parc OL potwierdzili to, ogrywając na własnym boisku faworyzowane PSG 1:0 po trafieniu Lacazzette’a. Tym samym w wyścigu po tytuł zyskaliśmy bardzo potrzebną przewagę. Nagle ten zupełnie nierealny plan zdobycia mistrzostwa znowu nabierał całkiem rzeczywistych kształtów. I znowu wokół Stade Chariety zaczęło narastać podniecenie. Pojawiały się przepełnione euforią komentarze i odważne deklaracje. Pociąg hype’u znowu nabierał tempa.
Tak zabawnie się złożyło, że w tym interesującym momencie w historii klubu kubeł zimnej wody dostał w ręce nasz młody stoper Le Permientier. Paris FC o utrzymanie swojej bezpiecznej, czteropunktowej przewagi nad lokalnym rywalem, walczyć miało z Niceą, do której został wypożyczony na sześć miesięcy. Trudno mi było nawet wyobrazić sobie, co w takim momencie musi się dziać w głowie młodego zawodnika. Na pewno nie mogłem też spodziewać się, jak na całej tej sytuacji zamierzał też coś ugrać trener Nicei…
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.