Moja kariera w FM 2016 #79: Wyjście z cienia olbrzyma

Problemem ligi francuskiej od lat jest brak konkurencji dla tych najmocniejszych. Wysoki poziom prezentował w swoim czasie Lyon, ale testował go niestety tylko w pucharach. Obecnie od pewnego czasu podobny kłopot braku klasowych oponentów przeszkadza Paris Saint-Germain, które nie ma z kim trenować przed konfrontacjami z Realami, Barcelonami, Juventusami i Bayernami.

Paris FC do tej pory też nie prezentowało umiejętności, by zwrócić uwagę PSG. Byliśmy jak mała myszka, która próbuje wkurzyć słonia. Oczywiście bez specjalnych efektów. Mając jednak w niedalekiej perspektywie dwumecz z Manchesterem City, musiałem nadchodzący rewanż w Ligue 1 z Paris Saint-Germain potraktować bardzo poważnie. To była szansa, by wlać w serca kibiców trochę optymizmu, w graczach wypracować pewność siebie, a samemu sprawdzić testowane ostatnio strategie na tle przeciwnika z najwyższej półki.

Miałem być może to szczęście, że derby przytrafiły się akurat w momencie, gdy moja defensywa trzymała solidny poziom, a ofensywa spisywała się aż miło. Może jednak to po prostu naturalny efekt ciężko przepracowywanych treningów, uważnych analiz, godzin obmyślania strategii i sprawnego skautingu? Nieważne. Liczył się efekt.

Zafundowaliśmy kibicom widowisko do wspominania latami. Wynik otworzył przed przerwą Gaston Camara, wkręcając w ziemię dobrze do tej pory spisującego się we Francji Zubera. PSG próbowało jakoś ogarnąć sytuację i w dziesięć minut doprowadziło do remisu. Depay znalazł sobie miejsce przed polem karnym i posłał celny strzał przy słupku. Holender od początku sezonu zachwyca, regularnie strzelając i asystując. Z nami swoją formę tylko potwierdził. Trwała zażarta walka w środku pola, w której nikt nie był w stanie przechylić szalę na swoją stronę. Wreszcie w 87 minucie Camara znowu popędził skrzydłem, tym razem po drugiej stronie boiska i nabrał Digne’a, zmuszając go do desperackiego wślizgu w polu karnym. Jedenastkę na 2:0 zamienił Khaloua, pokazując, że jest już nie tylko zdolnym pomocnikiem, ale też liderem z prawdziwego zdarzenia. Końcówka była cholernie nerwowa. PSG rzuciło się do totalnej ofensywy, a ciśnienia nie wytrzymał Sanaia, łapiąc w 89 minucie czerwoną kartkę za głupi wślizg. Ale dowieźliśmy to. 

Prestiżowe, pierwsze od bardzo dawna zwycięstwo w derbach, wprawiło południową część Paryża w ekstazę. Znałem tę sytuację doskonale. Nagle znaczna część fanów i osób związanych z klubem zamykała gdzieś w ukryciu rozsądek i dawała się porwać euforii. Znowu musiałem się gimnastykować, by studzić nieco nastroje, a jednocześnie nie zahamować zbytnio rozpędzonego wózka. Po triumfie nad PSG mogliśmy, niesieni tym zwycięstwem, jeszcze wiele osiągnąć. Gdy więc jeszcze w grudniu ograliśmy pewnie Saint-Etienne postanowiłem ustąpić na moment miejsca w świetle reflektorów co bardziej skorym do publicznych deklaracji piłkarzom i ekspertom. Najczęściej zwracali oni uwagę na niewielką różnicę dzielącą oba kluby ze stolicy. PSG miało nad nami sześć oczek przewagi, ale też dwa spotkania rozegrane więcej. Przy dobrych wiatrach mogliśmy więc nagle w połowie sezonu znaleźć się na fotelu lidera.

Nie odlatywałem jednak specjalnie z tego powodu. Najważniejsze było zajęcie miejsca gwarantującego udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów, już bez tych przepychanek w eliminacjach. Tegoroczne miesięczne sprawozdania finansowe pokazywały, że dopływ gotówki z elitarnych rozgrywek jest nam niezbędny, by dalej nadrabiać dystans do giganta zza miedzy.

Jak Paris FC zacznie 2022 rok? Czy znakomita passa będzie trwać nadal?

Nie przegap nowego epizodu –  obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.

<——– Poprzedni odcinek   Następny odcinek ——->

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.