Moja kariera w FM 2016 #77: Zamieszanie w tabelce
Zarządzający ligą poszli po rozum do głowy i wreszcie wyszli naprzeciw potrzebom klubów, które reprezentują Ligue 1 w europejskich pucharach. Kibice na pewno nie byli z tego zadowoleni.
Dawno już ligowa tabela nie była równie nieczytelna dla przeciętnego fana piłki nożnej. Co klub, to z inną liczbą rozegranych spotkań na koncie. I jak tu ocenić realną sytuację w tabeli? Zerknąłem tylko na ranking, ale postanowiłem się nie zagłębiać w analizy. Wiedziałem, że źle nie jest, skoro mamy o trzy-cztery mecze mniej od konkurentów, a mimo to nadal jesteśmy w pierwszej czwórce. Poza tym, nie należało się oglądać za siebie. Trzeba było punktować, punktować i jeszcze raz wygrywać. Optymizmem napawały mnie na pewno ostatnie wyczyny Lorient i Marsylii. Zespół z Le Moustoir w końcu złapał wyczekiwaną przeze mnie zadyszkę, a z kolei rywal ze Stade Velodrome miał kłopot z ustabilizowaniem formy. I tylko to Paris Saint-Germain spoglądające ze szczytu i demolujące kolejnych oponentów smuciło, bo zdawało się znowu szykować do przedwczesnego zabicia wyścigu po tytuł.
Mistrzostwo nie było moim celem, więc nie zamierzałem się tym przejmować. W dalekiej perspektywie najważniejszy był stopniowy rozwój Paris FC. W krótkiej, wywalczenie awansu do fazy pucharowej Ligi Europy. A do tego potrzebowaliśmy teraz punktów zdobytych m.in. na Stade Chariety z pewnym już awansu Lazio.
Jako kibic zawsze wkurzałem się, widząc jak piłkarze jednej z drużyn grają bez ambicji i motywacji, psując widowisko. Teraz jednak wyczekiwałem nonszalanckiego podejścia rzymian. Miałem nadzieję, że przyjadą zjeść croissanta w Paryżu, kupią kilka souvenirów i wrócą do siebie, by dalej sprawiać niespodzianki w Serie A. Okazało się, że Biancocelesti zamierzali jednak do sprawy podejść poważnie.
Gol Dembele w 2 minucie był najlepszą rzeczą, która mogła się nam w ten czwartkowy wieczór przydarzyć. Ustawiliśmy się w dogodnej pozycji na kolejne półtorej godziny. Kibice mogli pomyśleć, że zaraz posypią się kolejne bramki i zobaczą pogrom, ale przyszło im się rozczarować. Lazio zagrało normalny, niezły mecz, zmuszając moich obrońców do pracy, bramkarza do kilku parad, a pomocników do wybiegania standardowej porcji kilometrów. Gdyby nie solidnie przepracowane przez moich podopiecznych dziewięćdziesiąt minut i odrobina farta, nie dowieźlibyśmy tych trzech oczek. Rzymianie nie zamierzali zażynać się na boisku, wiedząc, że w ostatniej rundzie będą mogli jeszcze odzyskać pierwsze miejsce w grupie. Ich w sumie czekał prostszy sprawdzian, bo PAOK prezentował się mimo wszystko dużo słabiej od Midtjylland.
Dwie kolejne ligowe potyczki umocniły nas na drugim miejscu w ligowej tabeli. Paris FC zdemolowało Guingamp 4:2 na wyjeździe i równie spektakularnie rozgromiło 4:1 Metz. W pierwszym meczu show dał Jung, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Kilka dni później odpowiedział mu konkurent do gry w ataku, Muratović, też strzelając dwa gole. Mogłem być zadowolony z formy obecnych w kadrze snajperów. Każdy z nich miał już po 4-5 goli i solidnie wywiązywał się ze swoich obowiązków. Formacja z dwoma atakującymi wyraźnie im wszystkim służyła, a jednocześnie nie pozbawiła nas dotychczasowych atutów – genialnych i kreatywnych skrzydłowych. Mogliśmy poczuć się mocni. Nadal jednak staliśmy w cieniu kogoś jeszcze silniejszego. I nic nie wskazywało, żeby wkrótce jakikolwiek Dawid miał powalić Goliata.
W następnym odcinku m.in. o trzęsącym ligą i rozdającym karty Paris Saint-Germain. Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów!