Moja kariera w FM 2016 #125: Enganche Ferati
Dobre kilkanaście miesięcy temu nagłe odkrycie strategii „szybkowar” pozwoliło Paris FC zanotować kilka świetnych wyników. Ostatecznie rywale połapali się i przygotowali odpowiednie przeciwdziałania, ale raz zdobytych punktów już nikt nam nie mógł odebrać. W marcu 2024 roku znowu zacząłem kombinować, tym razem w kontekście dużo bardziej indywidualnym.
Zmiana taktyki przyniosła klubowi praktycznie same korzyści. Znowu byliśmy jednym z głównych konkurentów Paris Saint-Germain w lidze, na ten moment udanie prezentowaliśmy się jako obrońca tytułu w Lidze Europy. Po raz pierwszy od lat pokazywaliśmy się też z dobrej strony w krajowych pucharach. Funkcjonowało też to wszystko znakomicie na poziomie poszczególnych formacji.
Defensywa tworzyła silną zaporę, pomoc kreowała grę i umiała dopasować się do sytuacji na murawie, a atak regularnie dostarczał bramki. Jedynie pozycja ofensywnego pomocnika nie przystawała do tej dobrze naoliwionej machiny. Alexis Zapata wylądował na bocznym torze po marnej jesieni, a Ferati tylko momentami wskakiwał na poziom, którego można by po nim oczekiwań. Rozmaite próby przesuwania albańskiego rozgrywającego nie przyniosły specjalnych efektów. Do momentu aż nie wpadłem na pomysł, by ustawić go jako Enganche, a więc łącznika, który spaja pomoc i atak.
Enganche Ferati
Ferati potrzebował może dwóch spotkań, by przyswoić nowe polecenia. Od tamtego momentu zaczął w końcu grać jak na byłą gwiazdę Stuttgartu przystało. Asysty wpadły mu m.in. w ważnych potyczkach z Clermont i Lyonem, w których w sumie trzykrotnie dokładnie dograł piłkę do jednego z partnerów. Przy okazji Albańczyk wreszcie zaczął pokazywać na boisku coś, co mogło pomóc w dalszym rozwoju Fehama. Liczyłem, że niedługo nasz wielki talent zacznie zaznaczać swoją pozycję w futbolu, a zagrania podglądane u Khaloui czy Feratiego właśnie pomogą mu stać się graczem, który będzie mógł nawet marzyć o Złotej Piłce.
Nieustępliwi
Nim jednak przyjdzie czas świętowania wielkiego sukcesu szkółki PFC, trzeba było wrócić do rzeczywistości i kontynuować marsz po trofea do nadal lekko pustawej klubowej gabloty. W ćwierćfinale Pucharu Francji niżej notowane i dużo słabiej wyglądające w lidze w ostatnim czasie Bordeaux nie zamierzało łatwo oddawać miejsce w najlepszej czwórce. Przewiozło nas aż do rzutów karnych. Długo prowadziliśmy 2:1, ale Tiago Oliveira trafił na 2:2 w 87 minucie. Diaw dziesięć minut później wysłał sygnał, że na tym pragniemy już zakończyć konfrontację, ale Fabinho Paulista w 122 minucie, w ostatnim momencie przed gwizdkiem arbitra, głową wpakował jeszcze futbolówkę do bramki. Karne były festiwalem nieskuteczności zmordowanych zawodników, ale o tę jedną pomyłkę więcej popełnili ostatecznie Żyrondyści. Chyba za bardzo się podekscytowali.
Kibice byli podzieleni przed losowaniem półfinałów. Część chciała już teraz derbów Paryża. Inni woleli je odłożyć na finał pucharu. Zadowoleni mogli być ci drudzy, bo nam los przydzielił lidera drugiej ligi Nantes, a PSG średniaka z Ligue 1 w postaci Montpellier. Wyglądało na to, że zagramy niedługo w dwóch finałach, co dla takiego PFC jest dość niezwykłą sytuacją.
Tymczasem w lidze nieustępliwa Marsylia zaczynała popełniać tak wyczekiwane przeze mnie błędy. Najpierw rozbiło ją Lorient 3:0, a później cenne trzy oczka odebrało też rewelacyjne Ajaccio, któremu marzył się awans do europejskich pucharów. Zyskiwałem nieco potrzebnego oddechu, choć wątpię, by ktokolwiek z kadry w tym momencie rozważał odpuszczanie któregokolwiek z nadchodzących meczów. Za blisko były te wszystkie wyznaczone, w wielu przypadkach też upragnione cele.
Bez pa(ok)niki
PAOK zaskoczył Romę i wyeliminował go dzięki świetnemu występowi na Stadio Olimpico. Ta sama sztuczka nie mogła udać się drugi raz, a też Grecy musieli być świadomi, że tym razem rewanż jest u nich. Na pewno mieli jakiś plan odnośnie tej wyjazdowej konfrontacji w Paryżu. Może celowali w bezbramkowy remis, może liczyli na ze dwa gole na wyjeździe? Ostatecznie nie udało im się nic, bo polegli aż 1:5. Trzy gole w plecy mieli już po kwadransie. Ostatecznie wykończył ich nawet nie tyle autor hat-tricka, Diaw, co nasi snajperzy z defensywy. Amiot, Accardi i Silva zanotowali po asyście, wyręczając dobrze krytych kolegów z pomocy.
W rewanżu wytrzymaliśmy pierwszą połowę bez bramek, a w drugiej szybko odpowiedzieliśmy na trafienie Roche’a, golem z karnego Khaloui. 1:1 oznaczało pewny awans do następnej rundy. Tam już skończyły się ekipy z przypadku i autorzy sensacyjnych zwycięstw odniesionych za sprawą dobrze dobranej na dany mecz taktyki. Była elita z Premier League, solidna reprezentacja Serie A i Primera Division. Wypadło na dwumecz z Fiorentiną w 1/4 finału, a w półfinale na ewentualną batalię z Chelsea lub Liverpoolem. Jeśli obronimy tę Ligę Europy, to będziemy już z pewnością gotowi na walkę o najwyższe cele w Lidze Mistrzów.
Lato przyjdzie wcześnie?
Kwiecień zapowiadał się na gorący miesiąc. Gdyby rozkład spotkań wpisanych w kalendarz mógł wydzielać ciepło, pewnie ta karta z czwartym miesiącem roku uległaby samospaleniu. Paris FC czekał dwumecz w Lidze Europy, finał Pucharu Ligi, półfinał Pucharu Francji. Gdzieś pomiędzy federacja wcisnęła jeszcze dwa spotkania z teoretycznie słabszymi rywalami w ramach rozgrywek Ligue 1. Piłka nożna w pigułce – w jeden miesiąc mieliśmy szansę zaprzepaścić starania z całego dotychczasowego sezonu i przegrać wszystko, co jest do przegrania. To się nazywa praca w trudnych, stresujących warunkach.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.