Moja kariera w FM 2016 #121: Brucevsky w Juventusie?!
Mijał trzeci rok odkąd Juventus pozwolił się dopaść konkurentom z Serie A i został zdetronizowany. Villas-Boas nie zdołał tchnąć nowego życia w Starą Damę, więc pozbyto się go jeszcze latem. Rozważano wówczas kandydaturę Brucevsky’ego, ale ostatecznie powierzono klub komuś lepiej zorientowanemu w realiach calcio.
Plan nie wypalił. Juventus z trudem trzymał tempo czołowej piątki, a w Lidze Mistrzów odpadł z rywalizacji już w fazie grupowej, przegrywając z Realem Madryt i Schalke 04 Gelsenkirchen. Takie wyniki nie były do zaakceptowania dla prezesa Agnelliego. Jeszcze we wrześniu mógł przekonywać się, że rezygnacja z Brucevsky’ego była dobrym pomysłem, ale teraz Paris FC prezentowało się dużo lepiej i miało ciekawsze perspektywy na przyszłość niż jego ukochany klub. Dlatego nie zwlekał specjalnie i zaproponował mi 3-letni kontrakt. Umowę na dłuższy czas, bym mógł na spokojnie odbudować Juventus i znowu uczynić go wielkim, jak za czasów Massimiliano Allegriego.
To była lukratywna oferta, którą każdy trener na świecie poważnie by rozważał. Poprosiłem o tydzień na odpowiedź i rozpocząłem długą bitwę z myślami, analizując wszystkie potencjalne scenariusze. Zarząd Paris FC zorientował się w sytuacji i podjął próbę kontrataku. Przedłużenie umowy o kolejne cztery lata, z podwyżką wynagrodzenia o trzydzieści procent. Z Juventusem finansowo nie mogli się równać, ale wiedzieli, że mają kilka innych asów w rękawie. Byłem sentymentalnym gościem, który przywiązywał się do piłkarzy, współpracowników i fanów. To w gruncie rzeczy przeważyło, że wybrałem ofertę PFC. Po części może wpływ na mój wybór miał fakt, że kibicuję Milanowi i wolałbym przenieść się, jeśli w ogóle, to na San Siro.
Decyzję zarząd przyjął z zadowoleniem, ale co mnie szczególnie ucieszyło to reakcje piłkarzy. Po pierwszym treningu, który wypadł po podpisaniu kontraktu, podszedł do mnie Hicham Khaloua i jako reprezentant drużyny przekazał, że wszyscy cieszą się na kolejne miesiące współpracy. Trener mający za sobą piłkarzy? Ależ robiło się w tym Paris FC przytulnie.
Będąc już pewniejszym zawodowej przyszłości, mogłem zaczynać 2024 rok od planowania kolejnych ruchów transferowych. W wakacje przyjąłem, że będę rządził trochę bardziej twardą ręką i przestanę przymykać oko na mierną formę zawodników. Tym samym na celownik trafił Alexis Zapata, który obok Ciro Immobile był najsłabszym graczem pierwszej połowy sezonu. Jedenaście występów na pozycji ofensywnego pomocnika bez gola czy asysty? Fatalny wynik. Zadziorny Kolumbijczyk trafił więc na listę transferową. Udało się też przekonać wspomnianego Immobile, że dalsze wzajemne katowanie się wypożyczeniem nie ma sensu. Oddałem więc Sampdorii ten problem. Przekonał mnie do tego też przyjazd nowego nabytku, podebranego Milanowi za grosze, 700 000 euro, młodego napastnika Aldo Fauteriego, nad którym mój wysłany w Europę skaut po prostu się rozpływał w swoich relacjach. Na pierwszych treningach nie wyglądał najgorzej. Dodatkowo dogadałem się też z Andriją Baliciem, któremu spodobało się na wypożyczeniu w Paryżu i przystał na ofertę grania u nas na stałe, jak tylko w czerwcu skończy mu się obecny kontrakt z Napoli.
Moje Paris FC zaczynało wywoływać wyraźne zainteresowanie w Europie. Ciekawa polityka transferowa, młody i perspektywiczny zespół, trener z pomysłami i… taktyka zupełnie inna od tej wielu innych klubów. Piłkarski świat grał skrzydłami, o czym świadczył finał plebiscytu Złotej Piłki, w którym w top 3 znaleźli się Eden Hazard, James Rodriguez i Erik Lamela. My tymczasem po latach gry od tego odeszliśmy, stawiając na kombinacyjne ataki środkiem pola. Wyznaczaliśmy trendy dla innych? Trochę to tak wyglądało. Pewnie pokonaliśmy Niceę w 4. rundzie Pucharu Ligi, po dwóch golach Diawa i trafieniu Le Permentiera, a w Ligue 1 dwukrotnie wygraliśmy z Tuluzą. U siebie 2:0 zapewnili nam Balić i Hoda, 3:2 w rewanżu zawdzięczaliśmy Hodzie i Khaloui. Kibice nie mieli najmniejszych powodów, by narzekać.
Wskoczyliśmy na trzecie miejsce w tabeli Ligue 1, co było niesamowitym osiągnięciem, patrząc na zanotowany w sierpniu i wrześniu falstart. Uporządkowałem sytuację w zespole i po cichu liczyłem, że styczeń szybko zleci bez żadnych kłopotliwych propozycji. Niestety konkurenci mieli nieco inne plany. Trenujący Bayern Monachium Jurgen Klopp zaczął rozważać transfer Salima Fehama, a przedstawiciele Porto rzucili na stół 24,5 mln euro za Diawa. Zarząd próbował ukrywać ekscytację faktem, że zaraz może zostać pobity kolejny rekord transferowy, a budżet spuchnie o kolejne miliony. Nie było mi jednak specjalnie po drodze z tym transferem, więc rzuciłem, wydawało mnie się, że zaporowe 40 milionów euro.
Portugalczycy po dwóch dniach wrócili z ostateczną ofertą 27,5 mln euro do ręki, a 37,5 mln euro w sumie ze wszystkimi bonusami i klauzulami. Do gry weszły naprawdę poważne pieniądze. Poprosiłem o kilka dni na zastanowienie i zacząłem uważnie analizować sytuację.
Przejrzałem przygotowany raport, z którego wynikało, że Diaw w tym sezonie jest kluczową postacią Paris FC i ojcem wielu zdobytych punktów. Z drugiej strony jednak na Dijon zostawiłem go na ławce i w ramach testu postawiłem z przodu na duet Fautario-Khaloua. Debiutant z Włoch strzelił dwa gole, w mgnieniu oka łapiąc nic porozumienia z partnerami, zwłaszcza szalejącym na skrzydle Zeravicą. Czyli jakiś potencjalni następcy byli.
W sobotę upływał termin na odpowiedź. Dzień wcześniej zjawiłem się w Nyonie na losowaniu fazy pucharowej Ligi Europy. Paris FC trafiło Dnipro Dniepropietrowsk. Nie potrafiłem jednak w ogóle się na tym skupić. Wszystkie myśli zaprzątała oferta Porto. W budynku UEFA natknąłem się na kilku znajomych trenerów, którzy nie raz już mierzyli się z podobnymi problemami. Nic nie ryzykowałem, konsultując z nimi temat. Odpowiadali bardzo zgodnie. JKB potwierdził, że to kusząca propozycja Porto, ale w środku sezonu takie też trzeba odrzucać. Maks stanowczo stwierdził, że celujący w trofea klub nigdy nie sprzedaje najlepszego strzelca w zimowym okienku. Dawid wypytał mnie o potencjalnych następców, ale poradził wytrzymać. Latem pewnie rywale wrócą z jeszcze atrakcyjniejszymi propozycjami – sugerował. Nie mogłem zignorować głosu doświadczonych fachowców. Jeszcze przed startem samolotu w drodze powrotnej, poinformowałem o odmowie klubowego dyrektora. Zarządowi zamierzałem to wyjaśnić przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.