Moja kariera w FM 2016 #118: Zakatarzony bramkarz
Jest 1 września, siódma rano. Od kilku minut przeglądam na telefonie informacje. Spałem może ze trzy godziny, bo jeszcze domykaliśmy wypożyczenie naszego młodego snajpera Ba do Chateauroux. Niech się ogrywa i pokaże, że nadaje się na Ligue 1, robiąc demolkę na zapleczu.
W mediach fala podsumowań okienka, w końcu transfery rozpalają wyobraźnię i dobrze się sprzedają. O dziwo, pierwsze strony pełne są Paris FC. Jesteśmy chwaleni za manewr z Feriatim i ganieni za sprzedaż Dembele do lokalnego rywala poniżej rynkowej wartości. Nie do końca zgadzam się z tą oceną, ale tylko ja wiem, jakiego kontraktu zażądał podkręcony przez agenta Ousmane.
Ubieram się i jadę na kolejny trening. Teraz mogę już skupić się na pracy z zespołem i spróbować do maksimum wykorzystać dostępne zasoby. Ten skład spokojnie może walczyć o trofea, trzeba mu tylko dać trochę czasu i przestrzeni.
Liga Europejskich Średniaków?
Następnego dnia z samego rana wylatujemy do Nyonu na losowanie fazy grupowej Ligi Europy. Staram się ukrywać zazdrość przed przedstawicielami PSG i Lille, których spotykam w budynku UEFA. Zostaję w restauracji, gdy oni zmierzają już na swoje miejsca, by poznać rywali w Lidze Mistrzów. W stawce obecna jest cała plejada wielkich ze Starego Kontynentu. Stawka Ligi Europy wypada przy tym blado. Trudno zakręcił umysłami kibiców, serwując im grupę Paris FC, Braga, KRC Genk i Vitesse Arnhem. Dla mnie to dobre losowanie. Nie czekają nas długie podróże do Europy Wschodniej, a i rywale nie należą do piłkarskich drwali, którzy specjalizują się w łamaniu kości.
Gówniany start w lidze, nie bójmy się użyć tego słowa, trochę podgrzał temperaturę mojego fotela. Cały mebel mógł jednak już za moment stanąć w płomieniach, jeśli tylko przegram z ostatnim w tabeli, mającym na koncie pięć porażek z rzędu Guingamp. Ale ja dobrze wiem, że ten wyjazd nie będzie spacerkiem.
Gospodarzom wystarczy kilkanaście sekund, by rzucić na mój symboliczny fotel pierwsze koktajle Mołotowa. 1 minuta, Peybernes i robi się 1:0. Garstka kibiców PFC buczy tak głośno, że jest w stanie nawet przebić się przez szał radości kilku tysięcy miejscowych fanów. Na szczęście chłopaki przyjmują ten cios na gardę i w kolejnych minutach odzyskują fason. Zeravica wprowadza potrzebne zamieszanie przy linii, a w środku pola mamy kontrolę. Pozostaje odpowiedzieć bramkami. Dobrą dyspozycję potwierdza Diaw, trafiając dwukrotnie. Wygrywamy 2:1. Kto spojrzy na wynik, obśmieje nasz styl. Kto widział mecz, doceni zaangażowanie i wysoką jakość gry.
Aaaaagolkipera szukam
Wykorzystuję kolejne kilkanaście dni i przerwę reprezentacyjną, by z pozostałymi w Paryżu zawodnikami pracować głównie nad taktyką. Podopieczni uczą się zachowań na boisku w konkretnych sytuacjach, by lepiej reagować na wydarzenia. Wszystko wskazuje, że za moment odpalimy i wrócimy do gry.
Z każdym dniem rośnie napięcie przed meczem z Marsylią na Stade Chariety. Nie mogę się doczekać, jak sprawdzi się w kolejnym boju mój skład. Spokój burzy jednak najgorsza możliwa kombinacja wieści od sztabu medycznego. Sommariva leży w domu z grypą, a Alexandru wrócił z kadry z urazem mięśni grzbietu i nie nadaje się do gry. Rozpoczyna się wyścig z czasem o postawienie na nogi naszego włoskiego golkipera. W teorii wygrany, bo Daniele wychodzi na boisko. Ze stanem podgorączkowym i osłabiony.
Puszcza trzy gole.
Trudno go winić, bo marsylczycy tworzą sobie świetne sytuacje. Firmino otwiera wynik w 1 minucie. Znowu bardzo źle wchodzimy w mecz. Diaw w 13 wyrównuje, ale Malcom i Chalobah znowu wysuwają Olympique na prowadzenie. W drugiej połówce staramy się odrobić straty, ale okazji jest niewiele. Diaw korzysta z jeszcze jednej, by ustalić wynik na 2:3 w 72 minucie. Porażka daje pożywkę mediom i na nowo napędza krytykę.
Postanawiam na mecz z Bragą, otwierający naszą przygodę w Lidze Europy, dokonać małych korekt w formacji. Bocznym obrońcom zdejmuję kagańce, pozwalając żwawo atakować przeciwników i włączać się do akcji ofensywnych. W środku pola za to lekko ograniczam zapędy swoich graczy, polecając większe skupienie na rozbijaniu ataków Portugalczyków. Jako obrońca tytułu nie możemy zacząć od porażki u siebie.
Bombardujemy gości od pierwszej do ostatniej minuty. W strzałach na koniec meczu jest 24 do 5. Wynik już jednak tak przekonująco nie wygląda, bo jest tylko 3:2. Bohaterem zostaje Amiot, który po rzucie rożnym dokłada drugiego gola dla Paris FC, a i notuje bardzo dobry występ w obronie. Nadal jest sporo miejsca do poprawy, ale najważniejszy jest ten korzystny wynik. Zbieramy się z ziemi, pora podnieść się z kolan i pokazać muskuły w Ligue 1.
Nie przegap nowego epizodu – obserwuj profile Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube, by nie minąć kolejnych materiałów! A jeśli podobają Ci się moje opowiadania i kariery – możesz też wesprzeć mnie na Patronite.