Moja kariera w FM2016 #16: Magiczny Paryż
To była gigantyczna zmiana. Z hiszpańskiej wsi trafiłem do jednej z największych metropolii Europy. Z posady trenera małego klubiku z trzeciej ligi hiszpańskiej przeniosłem się na stanowisko szkoleniowca dużo bogatszej, dysponującej lepszą infrastrukturą i większym potencjałem ekipy z zaplecza ligi francuskiej. Jako trener Paris FC miałem szybko i sprawnie doprowadzić do derbów stolicy Francji w Ligue 1.
W pierwszych dniach pobytu mogłem poczuć się jak zwycięzca loterii, który właśnie zaczyna wydawać wygrane dopiero co miliony. Pomijając już kwestię kilkukrotnie wyższej pensji, w paryskim klubie wszystko było większe i lepiej zorganizowane. Dwa tygodnie spokoju przed oficjalnym rozpoczęciem pracy okazały się idealnym okresem, bym mógł odpowiednio wdrożyć się w funkcjonowanie tej potężnej, rozbudowanej machiny. Zarząd przydzielił mi do pomocy jednego z wicedyrektorów, który pełnił rolę przewodnika i każdego dnia wprowadzał mnie w kolejne szczegóły. Vincent okazał się dobrym nauczycielem, a znajomość języka francuskiego z pracy w Chateauroux przed laty tylko ułatwiała nam komunikację.
Dwudziestotysięczny stadion Sébastien Charléty był jednym z pierwszych punktów mojego „szkolenia”. Nie był on może cudem techniki, ale po renowacji w 1994 roku wyglądał solidnie i okazale. Cieszyłem się na myśl, że dobre wyniki być może pozwolą mi zapełnić go w całości. Wobec malutkiego stadioniku Pena Sports, który nawet przy szlagierach gościł kilkaset osób, tutaj nawet na sparingach mogłem podobnież liczyć na większe grono zainteresowanych. W tej części miasta ludzi futbol naprawdę pasjonował.
Znakomicie prezentowała się też kadra. To było oczywiście subiektywne pierwsze odczucie, po kilku obejrzanych treningach i prześledzonych nagraniach z poprzednich spotkań pierwszego składu i drużyny rezerw. Nie miałem jeszcze porównania z innymi jedenastkami z Ligue 2, ale na tle Pena Sports FC Paris FC był kopalnią wielkich talentów i solidnych grajków. Francuska myśl szkoleniowa zawsze notowała znakomite wyniki w wychowaniu gwiazd i w Paryżu też potrafili się jej rezultatami szczycić.
Miałem więc sporo powodów do zadowolenia i mnóstwo pracy przed sobą. Trzeba było po oficjalnym rozpoczęciu pracy szybko przeanalizować mocne i słabe strony drużyny i poczynić pewne ruchy na rynku transferowym. Wreszcie mogłem coś planować w tej kwestii, bo Paris FC dysponował sporą rezerwą budżetową na pensje i miał też trochę środków na transfery. Widzę, że finansowo wszystko jest w porządku – zapytałem Vincenta, gdy wprowadzał mnie w szczegóły możliwości finansowych klubu. Nie do końca – odparł, lekko mnie zaskakując – widzisz tutaj te dwieście tysięcy miesięcznie? – wskazał. Od kilku miesięcy z konta klubu miesiąc w miesiąc przelewane było do jednego z banków sporo pieniędzy. To kredyt – wyjaśnił – na początku roku zarząd zdecydował się ratować sytuację w taki sposób. A więc jednak w Paryżu też mają kłopoty z płynnością finansową. Mogłem się zmartwić, ale nie było ku temu powodów. Klub ma potencjał, by na siebie zarabiać, bo jest spory stadion, jest też szansa na dobre wyniki. Wystarczy tylko dopchać się do Ligue 1 i zacząć zarabiać na wychowankach, by na piłkarskiej mapie Europy pojawił się więcej niż jeden paryski klub. Taki był mój ambitny plan. Z ulgą mogłem powitać powrót do normalności po kilku ostatnich latach spędzonych na tykającej bombie w Hiszpanii…