Moja kariera w FM 2016 #61: Puszcza w głowie

Dawno nie byłem tak spięty przed pierwszym gwizdkiem. Pozwoliłem sobie na odrobinę niezbyt zdroworozsądkowego podejścia i korektę formacji wprowadziłem przed potyczką ¼ finału Pucharu Francji z Dijon.

Zmiany dotyczyły wyłącznie ustawienia ataku, więc kompromitacji nie powinienem się obawiać. Mimo to solidnie spisujący się w trwającym sezonie rywal w obliczu naszego kryzysu wzbudzał we mnie trwogę. Mocno ściskałem kciuki ukrytych w kieszeni płaszcza dłoni, by napastnicy odnaleźli się w ustawieniu, a linia pomocy nie odczuła braku ofensywnego pomocnika.

Wypaliło. Wygraliśmy 3:1, pewnie awansując do najlepszej czwórki. Rzuciłem coś w stylu granatu dymnego, by nieco przysłonić nasze ostatnie problemy. Wiedziałem jednak, że zwycięstwo nie było efektem zmian, a wypracowanych wcześniej schematów i indywidualnego błysku największych gwiazd. Moja w teorii nowa główna broń – odgrywający gigant Jung w partnerstwie z szybkim Muratoviciem/Ba w meczu z Dijon nie zrobił nic, by wpłynąć na wynik.

Kibicom i mediom triumf jednak wystarczył i to na nim się skupili. Nagle nikt nie miał ochoty wdawać się w bardziej szczegółowe analizy. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później dawne demony wrócą. Nie sądziłem jednak, że pojawią się tak szybko i przyjdą jeszcze z gotowymi sprawić mi bolesny łomot kolegami.

Ligowa seria meczów bez zwycięstwa dobiła do pięciu i media nie omieszkały tego odnotować. Do dna formy dobiliśmy w konfrontacji z zagrożonym spadkiem Saint-Etienne, które na Stade Chariety rozbiło nas 3:0. To była kompromitacja. Poczułem się jak uczeń, którego wypracowanie nauczyciel nie tyle ocenił na dwóję, ale wręcz ostentacyjnie wyrzucił do kosza, nazywając najgorszymi wypocinami jakie w życiu czytał.

Zaczynałem panikować. Nie tyle odjeżdżało nam podium, co wymykała się nawet pierwsza czwórka. Daliśmy się dopędzić Monaco, Lyonowi i Dijon. Jeszcze kilka takich meczów i sezon zakończymy poza miejscem premiowanym awansem do europejskich pucharów. Szukałem sensownego rozwiązania i próbowałem się uspokajać. Wiedziałem, że skład potrzebuje czasu, by przyswoić nowe mechanizmy i idee. Tymczasem w kalendarzu jak wół widniało, że już za trzy dni zagramy na Stade Velodrome z wiceliderem z Marsylii. Tym samym, który niedawno, gdy przecież graliśmy dużo lepiej, z łatwością wykopał nas z Pucharu Ligi. Co ja mam robić?! – rzuciłem do siebie w myślach, patrząc tępo w ekran monitora.

Czy ogarnę sytuację i uratuję sezon? Odpowiedź w kolejnych odcinkach mojej kariery w Football Manager 2016! Nie przegap – informacje o nowych epizodach, a także ciekawostki i opowiadania z innych gier znajdziesz zawsze na profilach Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube.

<———— Poprzedni odcinek    Następny odcinek ————–>

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Tomek pisze:

    Tak to można przepracować całe życie 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.