Moja kariera w FM 2016 #58: Wisława, Inter i czas na młodzików

Nic dwa razy się nie zdarza, pisała Wisława Szymborska, ale niestety nigdy nie byłem fanem jej poezji i nie słyszałem tego wcześniej. Liczyłem więc po cichu, że twarda gra i wysoki pressing pozwolą nam przykryć wszystkie braki i ugrać coś w konfrontacji z Interem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Tak samo, jak pomogły w bitwie o awans z grupy z Porto. 

Mediolańczycy przystępowali do dwumeczu z Paris FC jako faworyci, choć sami też mieli spore problemy. Brak najlepszego strzelca Paco Alcacera na pewno nie ułatwiał im zadania. Ja na żadne równie dotkliwe absencje nie mogłem narzekać. Posłałem w bój chociażby swoich genialnego skrzydłowego Khalouę, rozgrywającego Gomelta i ofensywnego pomocnika Alexisa Zapatę.

Nie wiem, co konkretnie mnie podkusiło, ale zdecydowałem się ograniczyć im trochę boiskową wolność i ofensywne zapędy. Byłem przekonany, że drużyna potrzebuje ich wsparcia w obronie i walce w środku pola, jak to miało miejsce wcześniej ze Sportingiem Lizbona czy Bayernem Monachium. Sęk w tym, że Inter nie przespał okresu przygotowań do pucharowej wiosny i nasze taktyki zdążył sobie przeanalizować.

Mediolańczyków więc przez całe spotkanie niczym nie zaskoczyliśmy. Ani twardą grą, ani pressingiem, ani atakami oskrzydlającymi czy szybkimi klepkami w trójkątach. Wszystko wydawali się już dobrze znać. Do tego mieli gwiazdy, które robią różnice w kluczowych momentach. Do domu wrócili więc z bardzo cennym 1:0. A ja musiałem wejść pod zimny prysznic i przez kolejne godziny bronić swojej taktycznej koncepcji oraz czytać pełne krytycznych słów felietony. Brucevsky’emu zabrakło jaj – grzmiał jeden z co bardziej lajkowanych komentarzy pod jednym z artykułów. Najgorsze było to, że jego autor miał chyba rację.

Zawsze mogliśmy wypaść gorzej, jak taki Szachtar Donieck. 0:7 musi boleć.

Ten sezon przecież dobitnie uświadamiał mi, że siłą Paris FC na pewno nie jest defensywa. Dwumecz w grupie z Zenitem, w którym padł grad bramek, ligowe utarczki z hokejowymi rezultatami – przecież to było jak wielki świecący drogowskaz, wskazujący mocne i słabe strony klubu. Ja jednak zinterpretowałem go błędnie – jako ostrzeżenie, by popracować nad defensywą i nie pozwolić się Interowi rozjechać. Efekt może odniosłem, bo 0:1 nie przynosiło mi wstydu, ale znowu o chlubie też nie mogło być mowy.

Defensywa Paris FC na pewno nie było słaba, ale wystarczyło spojrzeć na tabelę Ligue 1, by zauważyć, że w porównaniu do innych ekip z czołówki, my na swoich obrońców możemy liczyć najmniej. Miałem twardy orzech do zgryzienia, w jaki sposób pomóc swojemu zespołowi, jak przebudować tę formację chociażby w kontekście przyszłych rozgrywek. Najprostszym rozwiązaniem byłby transfer stopera z górnej półki. Bardziej skomplikowana wydawała się operacja wyszkolenia dwóch wychowanków – Blanc i Le Parmentieri według moich współpracowników mieli potencjał, by zostać ligowymi gwiazdami. Potrzebowali jednak czasu, regularnych występów i zaufania. Musiałem rozważyć, czy rozwijając PFC jestem w stanie go im dać.

Czy zdołam odwrócić losy tej rywalizacji w Mediolanie? Jaką podejmę decyzję w sprawie obrońców? Nie przegap kolejnego odcinku, obserwuj Gralingrad na Facebooku/Twitterze/YouTube.

<——— Poprzedni odcinek    Następny odcinek ————->

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.