Moja kariera w FM 2016 #43: Dab w Portugalii
Mogłem stać właśnie przy linii bocznej San Siro lub Old Trafford, ale w losowaniu miałem szczęście i trafiłem na bilet na Estádio José Alvalade. Sporting był według dziennikarzy, ekspertów i bukmacherów faworytem naszego dwumeczu. Miał w kadrze mnóstwo młodych gwiazdek, o które zabiega pół kontynentu, zawodników bardziej ogranych w rozgrywkach międzynarodowych i trenera o większym doświadczeniu.
My mieliśmy do zaoferowania wolę walki i charakter, a i kilkoma talentami też mieliśmy prawo się chwalić. Dwumecz nie mógł zacząć się lepiej. Ledwie kilkanaście sekund po starcie piłka zatrzepotała w siatce gospodarzy z Portugalii, wywołując konsternację na trybunach. Typowy rajd skrzydłem Camary, mocna wrzutka i Paulo Oliveira niefortunnie odbija futbolówkę, zaskakując własnego golkipera. Panowie, pełna koncentracja – krzyknąłem, gdy tylko podopieczni skończyli taniec radości wokół Gastona. Pomogło, choć nie na długo. Napór graczy z Lizbony przyniósł im w 17 minucie wyrównanie. Nadal jednak mieliśmy całkiem korzystny wynik przed rewanżem i wcale znacznie nie ustępowaliśmy pola faworytom.
W przerwie krótka motywacyjna pogadanka i wskazanie na kilka niedociągnięć w naszej grze. Szukamy swojej szansy, ale gramy z głową, pamiętajcie o rewanżu u nas – przypominałem. Przechodzimy na grę z kontry, starając się mądrze zabezpieczać siły. Rośnie frustracja Sportingu po kolejnych atakach rozbitych przez Calabrię, Accardiego czy Del Fabbro. Komentatorzy zachwycają się grą Mbodjiego, który wzorcowo asekuruje defensorów i wspiera Gomelta w rozgrywaniu. Światła jupiterów ściąga jednak na siebie rzutem na taśmę właśnie Chorwat. Odrobina miejsca w środku pola, wizja gwizdka końcowego za kilka chwil przekonują go do odważnego uderzenia z 26 metrów. Piłka odbija się od słupka i wpada do bramki obok wyciągniętego jak struna golkipera. Paris FC wygrywa 2:1 w Lizbonie. Media zastanawiają się, czy to nie większa niespodzianka niż problemy Manchesteru United z Valencią w innej potyczce. Prezes drze się do słuchawki telefonu, nie mogąc opanować radości i gubiąc się gdzieś w korytarzach stadionu.
Wyjazdowe 2:1 w Portugalii znacznie przybliża nas do realizacji marzenia, ale nic przed rewanżem nie jest przesądzone. Teraz większa presja spada na nasze barki. Tymczasem jak na złość przed potyczką ze Sportingiem wypada nam jeszcze ligowe starcie z rewelacyjnym na początku sezonu Ligue 1 Angers. Dwie niepokonane na razie ekipy w batalii o punkty. Przydałoby się wyjść optymalnym składem, ale nie mogę też przeforsować gwiazd przed potyczką w środku tygodnia. Gomelt, Calabria, Camara i Muratović muszą odpocząć. Po coś ściągałem tych zmienników, poza tym wciąż wierzę w potencjał takiego Koziello.
Solidny występ, remis 1:1, w teorii oba składy zadowolone z wykonanego zadania. Na ten moment najważniejsze to utrzymać się w czołówce tabeli i nie pozwolić odjechać głównym konkurentom. Sporting tymczasem rozpoczyna wojnę psychologiczną. W prasowych wywiadach i wypowiedziach do popularnych portali Portugalczycy zrzucają porażkę w pierwszym meczu na pecha i sugerują, że wyczerpaliśmy już swój limit szczęścia. Próbują zamazać prawdziwy obraz pierwszego meczu, w którym wcale nie dominowali, choć przecież mieli. Czuję w kościach, że rewanż będzie emocjonującym widowiskiem. Nie może być inaczej, wszak idzie o dziesiątki milionów złotych.
Czy Paris FC podoła wyzwaniu i wywalczy cenny awans do Ligi Mistrzów kosztem wicemistrzów Portugalii? Jaki scenariusz będzie miał rewanż? Odpowiedzi padną w kolejnym odcinku. Zachęcam do śledzenia profili Gralingradu na Facebooku/Twitterze/YouTube.