Moja kariera w FM 2016 #36: W drodze do Europy?
Nie jest mi po drodze z Pucharem Ligi. Odkąd Paris FC nie jest w nim uznawane za outsidera, zawodzi. Tym razem też przyszło mi przełykać gorzką pigułkę po pechowej porażce już w trzeciej rundzie. Znowu zabrakło przede wszystkim szczęścia.
Wszystko tego wieczora układało się pod naszych rywali, Stade Rennes, choć do 89 minuty przegrywali oni na Stade Chariety 0:1 po bramce głową Ca. Potem jednak lawina zwaliła się na nasze głowy. 90 minuta to wyrównanie De Preville’a. Sześć minut później tracimy z kontuzją Williana Jose, mając już trzy wykorzystane zmiany. W 115 minucie do tej pory nad wyraz solidny Accardi pakuje samobója, który śmiało będzie mógł kandydować do bramki całych rozgrywek. I jeszcze na koniec urazu nabawia się Gomelt, przez co wypada z gry na dwa tygodnie. Kibice musieli dostrzegać moją wściekłość, bo nawet nie wyrażali zbyt głośno swojej dezaprobaty z naszej szybkiej eliminacji.
Złość przeszła mi w ciągu kilku kolejnych godzin, gdy na spokojnie przenalizowałem sytuację. Moja drużyna zajmowała drugie miejsce w tabeli i niespodziewanie brała udział w wyścigu, którego stawką był awans do europejskich pucharów. W takiej sytuacji konieczność walki na kilku frontach mogłaby tylko mojej wciąż niezbyt szerokiej kadrze zaszkodzić. Po wyeliminowaniu z Pucharu Ligi mogłem z większym spokojem przygotowywać się do kolejnych meczów i mądrzej żonglować skromnymi zasobami, zwłaszcza na pozycjach obrońców i środkowych pomocników.
Więcej czasu na regenerację na pewno pomagało Paris FC utrzymywać się w ścisłej czołówce Ligue 1 i nadal „zmierzać do Europy”. W pewnym momencie na szczycie tabeli wygodnie rozgościło się Paris Saint-Germain, a ścigający je peleton prowadziła moja ekipa. Dwa zespoły ze stolicy przewodziły więc ligowej stawce. Taki był cel, gdy rozpoczynałem pracę we Francji i przyznam szczerze, że nie spodziewałem się zrealizować go tak szybko. Inna sprawa, że rozgrywki nie były jeszcze na półmetku, a zeszły rok kazał mi ostrożnie podchodzić do finiszu. Tym razem zamierzam lepiej zadbać o motywację swoich podopiecznych, więc może uda się uniknąć równie marnej serii spotkań bez wygranej.
W skali makro na Stade Chariety wszystko funkcjonowało jak należy. Budżet utrzymywał stabilny poziom, a nawet powolutku się powiększał. Od strefy spadkowej dzieliła nas przepaść. Kibice i zarząd byli zadowoleni. W skali mikro było jednak wiele problemów wartych uwagi. Nadal nie miałem rozwiązanej sprawy kontraktów dla Ca i Sanaii. Priorytetem był aktualny kapitan. Jego agent żądał 270 tysięcy złotych miesięcznie dla swojego klienta i pewnego miejsca w wyjściowym składzie. Do tej pory nie mogłem mieć zastrzeżeń do mojego pomocnika, ale czułem, że w wieku 32 lat powoli schodzi on już z futbolowej sceny. Dlaczego miałem mu więc oferować podwyżkę i dawać takie zapewnienia? Ostatecznie po negocjacjach zgodziłem się na 260 000, obietnicę w miarę regularnych występów, ale jednocześnie też podpisałem kontakt tylko na rok. Wiedziałem, że niewiele ugrałem w tych negocjacjach, ale sprytny agent postawił mnie pod ścianą informacją o zainteresowaniu Bournemouth. Skauci to sprawdzili i nie kłamał. By więc nie podpaść kibicom, musiałem negocjować delikatniej…
Czy Paris FC utrzyma się w ścisłej czołówce ligi francuskiej? O tym wszystkim przeczytasz w kolejnym odcinku. Zachęcam do śledzenia profili Gralingradu na Facebooku, Twitterze i YouTube.